Przejdź do głównej zawartości

Poniedziałek dzień papierów




Wstaję po ósmej i budzę psa na spacer. Potem kawa, sprawdzanie mejli, szybka kąpiel, i kilka papierosów pomiędzy czynnościami. Jadę na uczelnie, wpisy i kompletować „teczki”. Jest już bardzo gorąco. Zastanawiam się czy w drodze powrotnej nie zajechać do „Liroya” po wiatrak i może ziemię do kwiatków, bo jeden ucieka z doniczki.

Do piętnastej czterdzieści kompletuje dokumenty, kseruje, porządkuje. Robi mi się nie dobrze. Idę do kawiarni którą odtworzono na uczelni. Ceny raczej nie studenckie, nawet nie akademickie. Cappuccino za 6 zła. Patrzę na bułkę. 12 złoty. Wytrzymam do obiadu. Trzeba będzie dalej jechać na chińskich zupkach. Obsługa miła. Za miła. Irytuje mnie to. Wracam do pokoju i dalej się irytuje. Tyle drzew, tyle tuszu, plastiku, tonerów, energii – habilitacja to naprawdę nieekologiczny proces. I jeszcze tyle czasu zmarnowanego. Dobrze, że WN Katedra  wykonała miły gest i przysłała książki – mniej kserowania. Dzięki raz jeszcze!

Udało się prawie zebrać cały główny dorobek. Poza jednym tekstem, nie mam książki przy sobie. Reszta tekstów też prawie zebrane, z cztery zostały, trzeba też odnaleźć źródła. No i jaszcze stara książka. Z tym to problem. Segregator pęka w szwach. Idę po następne, z odzysku. Współczuję ewentualnym recenzentom. Tyle czytania. Oj, oj, oj.

Wracam do domu. Martwię się o Wilczusia. Po drodze „Biedra”, bo energetyki i cappuccino, aby móc pracować. Coś na szybko do jedzenia. Nic ciekawego dla niejedzących mięsa. Sałata, pomidory, ogórek i feta. Sok z cytryny, oliwa z oliwek i przyprawy dla smaku.

Mrożona kawa po obiedzie. Jest za piętnaście dziewiętnasta. Nic dzisiaj nie zrobiłem. I zapomniałem wydrukować tekstu.

Kolacja dla Wilczusia. Potem spacer. Może coś poczytam. Ale jestem wycieńczony. Za gorąco jest. Za dużo głupiej roboty. To mi niszczy mózg.

Aha, i wczoraj napisałem jeszcze wierszyk. Dawno nie pisałem wierszyków. Tu można poczytać. Tyle zostało z jednego opowiadania.

Dobra. Spadam. Za gorąco. Wylogowuję się. Siema!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tej, dej.

Po nieudanych próbach poszukiwania funduszy na wydanie książki, którą stworzyli studenci w ramach edukacyjnego projektu, postanowiliśmy poszukać wsparcia bezpośrednio u ludu. tutaj link do zrzutki Dzięki za wszelkie wsparcie! Hej! Kto czytał książkę Nekrofilna produkcja akademicka , ten wie, że był pewien projekt ze studentkami i studentami. Próbujemy wydać to, co zostało wtedy stworzone. Od kilku lat. Teraz szukamy finansowania w sposób społeczny. Wiadomo, z perspektywy nowego myślenia o nauce, taka publikacja nie ma znaczenia. Dla mnie jest to ciekawy dokument. Nie ingerowałem w pojawiające się głosy. Jeszcze, co ciekawsze, niektóre autorki są dzisiaj "poważnymi" autoetnografkami publikującymi w tak zwanych topowych czasopismach. A wszystko, również moja przygoda z AE, zaczęła się od tego projektu. Edit: pojawił się wpis dotyczący naszej zrzutki: http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2019/06/jak-sobie-uzbierasz-to-wydasz.html tutaj zamieszczam komentarz: ...

Promocje

Siedzę ze znajomym. Jest pełnia lata. Palimy papierosy i się pocimy. Rozmawiamy o różnych sprawach. Normalnie, chaotycznie – dygresja za dygresją, urwane wątki, podążanie za skojarzeniami, rozkojarzenia. Mówię o blogu, że piszę i coś marudzę. -Tu chodzi jedynie o fejm – odpowiada. – Nic więcej. Nie wiem czy mówi o moim blogu czy ogólnie o blogach. I czy w tym ogólnie, to moja praktyka też się mieści. Czy to rzeczywiście robię z czysto narcystycznych pobudek? Radość wielka mnie ogarnia, gdy post przeczytają z cztery osoby, ktoś kliknie „lubię to” pod postem na fejsie? Na początku, pierwszy wpis na blogu, cele zdefiniowane Od reality show do autoetnografii Trochę się zmieniło od tego czasu. Główna idea została. Komentować i czynić publicznym życie akademickie. -Kogo to interesuje?- mówi inna osoba. – Garstkę ludzi. To nie jest publiczne. Daj sobie już spokój z uniwersytetem. Szkoda zdrowia, energii. I tak to sensu nie ma. Mało co ma - myślę. ...

Promo: Tomik wierszyków

  Nie cierpię tego momentu – chociaż wcześniej jawi mi się on jako radosny – gdy coś się jednak ukazuje. Wszelkie moje teksty są lepsze, gdy są schowane. Moment, gdy się ukazuję, to jakby dopiero wtedy padało na nie światło, ukazujące pełnie nędzy. Już ich nie lubię. Chciałbym znowu je schować. W mroku nabierają niesamowitych kształtów, zyskują na wartości.  

Obserwatorzy

Top Lista Najlepsze blogi

Najlepsze Blogi
zBLOGowani.pl
Konkurs blogów pisanych sercem