Jakiś czas temu włóczyłem
się po Polsce – konferencje, promocja książki, takie tam spotkania z ludźmi.
Przemieszczałem się pociągami. Skwar był wtedy straszny. Mało snu. Dużo
gadania.
Warszawa. Wsiadam
popołudniu do pociągu do Krakowa. Oczy mam wypalone od słońca. I nie mam
okularów. Widzę jakieś nalepki na siedzeniach. Kolorowe. Myślę: reklama pewnie
którejś ze szkół wyższych. Estetyka nawet podobna.
Po założeniu okularów
dostrzegam, że to tak, reklama, ale reformy, która zachwala jak to studenci
teraz będą mili dobrze. Mi się zrobiło niedobrze.
Reklama reformy była
połączona z promowaniem samego Gowina i jakieś jego strategii – możliwe, że
lansu samego siebie.
Reklama ta była dla
mnie pewnym znakiem upadku debaty publicznej – gdzie za publiczne pieniądze
promuje się projekty i rozsiewa pseudo-informacje. Dzięki tego typu działaniom można uciszać głosy
protestu. To był przecież początek wakacji, tłumy w pociągach. Kto z nas, buntowników, ma taki zasięg?
Dzisiaj widzę, że
ministerstwo pragnie reklamować się w kinach. Możliwe, że Gowin będzie znowu
dumnie mówił o doskonałości i jak wyprowadza polską naukę na światowe wody. I ogólnie
będzie lał wodę.
Kolorowe reklamy rozłożą
debatę o reformie. Racje sprowadzają do mocy kapitału. Tylko dlaczego na
promocje Gowina i jego „strategii” wydawane są publiczne pieniądze?
Ja bym proponował
jednak stworzenie czarnej komedii czyli dokumentu o całej reformie. Można byłoby
na tym jakoś przynajmniej zarobić. A i pożytek byłby większy. Zarówno informacyjny
jak i społeczny.
Komentarze
Prześlij komentarz