Przejdź do głównej zawartości

Od reality show do autoetnografii



Nie pamiętam szczegółów. Kiedy i gdzie toczyła się rozmowa. Zastanawialiśmy się nad reality show dotyczącym życia akademików związanych z naukami społecznymi i humanistycznymi. Z takich kręgów się wywodziliśmy, a mówiąc precyzyjnie, do takich aspirowaliśmy. Bo byliśmy młodzi, młodsi niż teraz, dopiero wkraczaliśmy w mury uczelni. Stwierdziliśmy wtedy, jeżeli dobrze pamiętam, to ja to nawet powiedziałem, że mało kto chciałby to oglądać. Nuda. Koleś siedzi przed kompem, stuka w klawisze, albo siedzi i czyta. Godzina za godziną. O idzie coś zjeść. O ktoś do niego dzwoni. Znowu czyta. Udaje, że czyta. Udaje, że pisze. Ogląda fejsa. Snuje się po necie. Idzie spać. Wstaje. Siada przed komputerem. Siada z książką. Pasjonujące. Spisujemy pomysł i lecimy go sprzedać. Każda stacja będzie się o niego biła.

No dobra, czasami taki akademik prowadzi zajęcia. Kto był studentem lub studentką to wie to. I wie dobrze z czym to się wiąże. Akcja jak w Adrenalinie.

Możliwe, że taki program mógłby być wykorzystywany jako lek na bezsenność. Nie uszkadza wątroby. Trochę oczy, ale tylko trochę. I nie uzależnia. To na pewno. Ponadto ma pozytywny skutek uboczny – oglądający zaczyna postrzegać swoje życia jako interesujące. „Może nie zostałem poszukiwaczem skarbów ani innym awanturnikiem, czy chociażby powstańcem w którym z przegranych powstań, ale przy takich akademikach, to ja jestem Indian Jones.”

Oczywiście, trochę żartowaliśmy, bo i trochę chyba pijani byliśmy. Wiedzieliśmy, że prawda życia akademickiego jest nie do pokazania, że cały dramat rozgrywa się w środku. W środku osoby. Duchowe zmagania i tego typu niestrawności. No bo nie wiedzieliśmy, co się tak naprawdę dzieje wewnątrz uniwersytetu. House of Cards czy Gra o tron mogą się schować!

Nie wiedziałem wtedy, że zostanę producentem reality show pod tytułem „Z życia peryferyjnego akademika”. Ba! Producentem, reżyserem i głównym aktorem. Pierwszy sezon można obejrzeć tutaj, za darmo. Chociaż nie gwarantuje, że nie zaszkodzi na wątrobę. Wchodzisz na własne ryzyko! Zostałeś/zostałaś ostrzeżony/ostrzeżona!

Tak się jakoś dziwnie złożyło, że zostałem badaczem swojego życia (Richardson, 2002), akademickiego – bo innego nie mam. I chociaż może wydawać, że po pierwszym sezonie, nic nowego już się nie pojawi, to producent, reżyser i aktor w jednej osobie, nie zamierza jeszcze umierać. A póki żyje, rzeczy się zdarzają, a może nawet wydarzenie się wydarzają. W każdym razie, jest o czym pisać i kolejne strony się zapełniają.

No więc, zaczęło się od pijackich żartów, a skończyło na autoetnografii. Ale co to ma wspólnego z tym blogiem? Powoli. Trzeba przytoczyć kolejną historyjkę.

Oczywiście znowu szczegółów nie pamiętam. Rozmowa dotyczyła reformy szkolnictwa wyższego, niesłynnej Ustawy 2.0. Najprawdopodobniej odbywała się ona w przestrzeni wirtualnej. I dotyczyła protestów – tych planowanych, wymarzonych, co odmienią oblicze akademii i powstrzymają destrukcję. Wtedy ktoś powiedział, że jednym z naszych działań powinno być ukazywanie realnego życia akademików i akademiczek. Media wraz z politykami kreowały obraz karykaturalny. Dla niektórych jesteśmy jakimiś kosmitami. Dobrze pokazać jak, w jakich warunkach, za ile i ile pracujemy. Odzyskać narracje o sobie i własnej pracy!

Po utworzeniu pierwszego sezonu (wiecie gdzie jest dostępny) wpadłem na pomysł, aby poddać swoją pracę bardziej drobiazgowemu zapisowi. Wiele dni mi umyka. Wiele też pewnie jest dla mnie samego niewidoczne. Zastanawiam się jaki obraz wyłoni się, gdy będę rejestrował dni pracy, ile godzin, co robiłem, ale też dzielił się efektami, notkami z lektury i wstrzasajacymi cytatami, które odmienią Wasze życia. Albo chociaż jedno życie.

Notki w większości będę raczej techniczne, niż zgodne ze sztuką autoetnografii sugestywnej. Raczej zbiór danych, cokolwiek to znaczy. Zapis – o ile zapis jest możliwy. W sumie to mogą być nudne. Suche. Pozbawione większego sensu. Dobra reklama! Już was zachęciłem, co nie?

Mogą też, jak wszystkie posty, być lekko „źle” napisane. Częściowo dlatego, że mam uszkodzenie mózgu, które sprawia że nie widzę błędów, a jak jestem zmęczony, to tendencje do „złego” pisania się nasila. Przepraszam.

Pisanie tych notek, może też być próbą przezwyciężenia kryzysu w jakim się znalazłem po pierwszym sezonie. Autoetnografia to też terapia. Niekiedy.

Ponadto, takie „na żywo” relacje mogą przyczynić się do stworzenia jakieś wspólnoty. I może stworzenia jakiś projektów? Kto to wie?

No, nie wiadomo co się wydarzy. Sam jestem ciekawy.

Pomysł jest. Gorzej z jego realizacją. Który to już blog, który inicjuje? Też się zgubiliście? Mi zabrakło palców w obu dłoniach, a na matematyce nie uważałem, czytając kryminały pod ławką. Dajmy, że to trzeci. Albo czterdziesty czwarty. W każdym razie magiczny. Jak ja.

Pozdrawiam, hej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tej, dej.

Po nieudanych próbach poszukiwania funduszy na wydanie książki, którą stworzyli studenci w ramach edukacyjnego projektu, postanowiliśmy poszukać wsparcia bezpośrednio u ludu. tutaj link do zrzutki Dzięki za wszelkie wsparcie! Hej! Kto czytał książkę Nekrofilna produkcja akademicka , ten wie, że był pewien projekt ze studentkami i studentami. Próbujemy wydać to, co zostało wtedy stworzone. Od kilku lat. Teraz szukamy finansowania w sposób społeczny. Wiadomo, z perspektywy nowego myślenia o nauce, taka publikacja nie ma znaczenia. Dla mnie jest to ciekawy dokument. Nie ingerowałem w pojawiające się głosy. Jeszcze, co ciekawsze, niektóre autorki są dzisiaj "poważnymi" autoetnografkami publikującymi w tak zwanych topowych czasopismach. A wszystko, również moja przygoda z AE, zaczęła się od tego projektu. Edit: pojawił się wpis dotyczący naszej zrzutki: http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2019/06/jak-sobie-uzbierasz-to-wydasz.html tutaj zamieszczam komentarz: ...

Promocje

Siedzę ze znajomym. Jest pełnia lata. Palimy papierosy i się pocimy. Rozmawiamy o różnych sprawach. Normalnie, chaotycznie – dygresja za dygresją, urwane wątki, podążanie za skojarzeniami, rozkojarzenia. Mówię o blogu, że piszę i coś marudzę. -Tu chodzi jedynie o fejm – odpowiada. – Nic więcej. Nie wiem czy mówi o moim blogu czy ogólnie o blogach. I czy w tym ogólnie, to moja praktyka też się mieści. Czy to rzeczywiście robię z czysto narcystycznych pobudek? Radość wielka mnie ogarnia, gdy post przeczytają z cztery osoby, ktoś kliknie „lubię to” pod postem na fejsie? Na początku, pierwszy wpis na blogu, cele zdefiniowane Od reality show do autoetnografii Trochę się zmieniło od tego czasu. Główna idea została. Komentować i czynić publicznym życie akademickie. -Kogo to interesuje?- mówi inna osoba. – Garstkę ludzi. To nie jest publiczne. Daj sobie już spokój z uniwersytetem. Szkoda zdrowia, energii. I tak to sensu nie ma. Mało co ma - myślę. ...

Promo: Tomik wierszyków

  Nie cierpię tego momentu – chociaż wcześniej jawi mi się on jako radosny – gdy coś się jednak ukazuje. Wszelkie moje teksty są lepsze, gdy są schowane. Moment, gdy się ukazuję, to jakby dopiero wtedy padało na nie światło, ukazujące pełnie nędzy. Już ich nie lubię. Chciałbym znowu je schować. W mroku nabierają niesamowitych kształtów, zyskują na wartości.  

Obserwatorzy

Top Lista Najlepsze blogi

Najlepsze Blogi
zBLOGowani.pl
Konkurs blogów pisanych sercem