Przejdź do głównej zawartości

O marudzeniu




Zdaję sobie sprawę, ze ostatnio marudzę. Częściowo to wynika z mojego charakteru – jestem ponurym, zrzędliwym gościem. Rzucam ponure spojrzenia i mamroczę pod nosem mroczne przepowiednie. Częściowo, tak mi się wydaje, ze specyfiki pracy akademickiej. To przede wszystkim zmagania z samym sobą. Nieustanna walka.


Że nie ma się nic do powiedzenia
Że jest się za głupim
Że to, co piszę, jest banalne
Genialne
Nudne
Ciekawe
Nowatorskie
Po prostu głupie
Że
Za mało się wie
Wie się wystarczająco
I wie się to, czego inni nie wiedzą
Bo się jest ignorantem
Nielegalnym
Z trefnymi papierami
Moje papiery są najwyższej jakości


Balansowanie między skrajnościami. Nieustanna autoterapia, aby składać kolejne słowa. Motywacyjne mowy i załamania. Entuzjazm i radość, za chwilę zniechęcenie, poczucie totalnego braku sensu i wartości tego, co się robi. jestem super-bohaterem zbawiającym świat, zwykłym ściemniaczem nabijającym jedynie publikacje dla publikacji.


Marudzenie, zwłaszcza publiczne, pomaga mi jakoś zdystansować się do „złych” obrazów siebie i swojej pracy – jeżeli to można oddzielić. Wypluwam z siebie gęstą, pełną ropy flegmę, by na chwilę się oczyścić, móc pracować bez upiorów szepczących jadowite słowa: kim ty jesteś, co to ma być, słabe, nudne, płaskie, wtórne, do niczego.


Próbowałem pozakrywać wszystkie lustra
Wydawało mi się też, że mogę udawać, że żyjemy w innej kulturze
Dialogu a nie oceny
Wydawało mi się


Każde słowo jest ważone, według różnych miar – a potem powstają słowa, co tworzą ja


Może, myśl się pojawiła, podczas pisania tej notki, że moje marudzenie, to sposób na wyzwolenie się z tych słów, z tych reżimów wzajemnego oceniania i wyceniania. A może sposób na nadawanie sobie znaczenia, podstępna próba wpłynięcia na otrzymany stopień – próba budzenia litości, albo pozoru bliskości.


Wiecie, flegma, którą wypluwam, jest wcześniej mielona w ustach, oglądana z każdej strony, prześwietlana, i gdy jest odpowiednia dopiero wtedy ląduję na waszych ekranach.


Hej. Smacznego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tej, dej.

Po nieudanych próbach poszukiwania funduszy na wydanie książki, którą stworzyli studenci w ramach edukacyjnego projektu, postanowiliśmy poszukać wsparcia bezpośrednio u ludu. tutaj link do zrzutki Dzięki za wszelkie wsparcie! Hej! Kto czytał książkę Nekrofilna produkcja akademicka , ten wie, że był pewien projekt ze studentkami i studentami. Próbujemy wydać to, co zostało wtedy stworzone. Od kilku lat. Teraz szukamy finansowania w sposób społeczny. Wiadomo, z perspektywy nowego myślenia o nauce, taka publikacja nie ma znaczenia. Dla mnie jest to ciekawy dokument. Nie ingerowałem w pojawiające się głosy. Jeszcze, co ciekawsze, niektóre autorki są dzisiaj "poważnymi" autoetnografkami publikującymi w tak zwanych topowych czasopismach. A wszystko, również moja przygoda z AE, zaczęła się od tego projektu. Edit: pojawił się wpis dotyczący naszej zrzutki: http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2019/06/jak-sobie-uzbierasz-to-wydasz.html tutaj zamieszczam komentarz: ...

Promocje

Siedzę ze znajomym. Jest pełnia lata. Palimy papierosy i się pocimy. Rozmawiamy o różnych sprawach. Normalnie, chaotycznie – dygresja za dygresją, urwane wątki, podążanie za skojarzeniami, rozkojarzenia. Mówię o blogu, że piszę i coś marudzę. -Tu chodzi jedynie o fejm – odpowiada. – Nic więcej. Nie wiem czy mówi o moim blogu czy ogólnie o blogach. I czy w tym ogólnie, to moja praktyka też się mieści. Czy to rzeczywiście robię z czysto narcystycznych pobudek? Radość wielka mnie ogarnia, gdy post przeczytają z cztery osoby, ktoś kliknie „lubię to” pod postem na fejsie? Na początku, pierwszy wpis na blogu, cele zdefiniowane Od reality show do autoetnografii Trochę się zmieniło od tego czasu. Główna idea została. Komentować i czynić publicznym życie akademickie. -Kogo to interesuje?- mówi inna osoba. – Garstkę ludzi. To nie jest publiczne. Daj sobie już spokój z uniwersytetem. Szkoda zdrowia, energii. I tak to sensu nie ma. Mało co ma - myślę. ...

Promo: Tomik wierszyków

  Nie cierpię tego momentu – chociaż wcześniej jawi mi się on jako radosny – gdy coś się jednak ukazuje. Wszelkie moje teksty są lepsze, gdy są schowane. Moment, gdy się ukazuję, to jakby dopiero wtedy padało na nie światło, ukazujące pełnie nędzy. Już ich nie lubię. Chciałbym znowu je schować. W mroku nabierają niesamowitych kształtów, zyskują na wartości.  

Obserwatorzy

Top Lista Najlepsze blogi

Najlepsze Blogi
zBLOGowani.pl
Konkurs blogów pisanych sercem