Miałem napisać post wczoraj, i
też przedwczoraj. Nie udało się. Niewiele się też działo. Chyba. Dni spływały
leniwie wraz z potem. Czas wsiąkał w lepką podłogę. Beton pęczniał od wilgoci.
I gorąca. Miałem i mam wrażenie, że powietrze jest wrzącą mazią. Lepi się
parząc skórę. Z trudem się oddycha. Wiatrak nie daje rady. Mieli jedynie gorące
powietrze. Fala za falą. Przypomina się mi, gdy raz byłem w sunie i jakiś koleś
zaczął kręcić nad głową ręcznikiem. Polecam. Dla twardzieli i twardzielek.
Podobno ma być jeszcze cieplej.
Kilka dni. Nie wiem, co przez ten
czas robiłem. Tylko fragmenty. Dni wydają mi się nasączone bólem. Nieustanie
pulsuje w moim ciele. Może to stres. Wyjazdy. Habilitacja. Reforma. Wszystko na
raz. Combo. Fatality.
Od wielu dni pod powiekami zalega
mi gorący piasek. Niszczy mi wzrok. Tego jestem pewien. Mimo okularów widzę
coraz gorzej. Nie wiem czy to dlatego się tak męczę podczas czytania. Czy może
to przez pogodę. A może i jedno i drugie.
Z dobrych wiadomości. Mam już
szkic jak poradzić z sobie z tematem zombie. Ułożyło się w głowie. Trzeba
byłoby zacząć pisać. Wpadałem też na pomysł jak poprawić powieść. Jest
strasznie drętwa i nudna. Całość trzeba będzie przeredagować. Nie mam za bardzo
siły. I nie wiem czy warto.
Wpadłem na pomysł… samo przyszło.
Gdy załatwiałem sprawy z wyjazdami. Tak, tak, już prawie ogarnięte.
Czekają mnie dwa tygodnie
krążenia po Polsce i świecie - później będę pewnie martwy. Byle tylko Wilku
wszystko dobrze zniósł.
Na razie jest zakochany i boi się
burz. Znowu w nocy trzeba mu było dawać środek na uspokojenie. Fakt, że grzmiało
jak na koniec świata.
Dzisiaj dostaję list wzywający
akademików do walki ze zmianami klimatu. Podpisuje. I zastanawiam się, co mogę
zrobić. Poza niekoszeniem trawnika i segregacją śmieci. Jako akademik. Moje
poczucie sprawstwa jest poniżej poziomu morza. A oddychać coraz trudniej.
Chociaż dzisiaj jest trochę chłodniej. Może dlatego mogę pisać. Nie na tyle,
aby umysł pracował sprawnie. Lepiej też się czuję po spotkaniu ze znajomymi.
Orzeźwiające jak zimny drink. Bałem się, że będę do niczego, bo przed ich
przybyciem dopadło mnie przygnębienie. Zawisłem w sieci, bezmyślnie
przeglądając strony. Mam nadzieje, że w trakcie podróży nie zostanę nawiedzony
przez mrok. Muszę być w formie na wystąpieniach. Słowa są jednak takie blade,
słabe – tak jak ten wpis.
Komentarze
Prześlij komentarz