Odkryłem,
że prawie od miesiąca nie pracowałem. Po powrocie z konferencji tylko wpisy na
blogach, o książkach (https://polecampoczytac.blogspot.com/), o Wilku (https://zyciezyciewilka.blogspot.com/),
no i tu – drętwe komentarze dotyczące destrukcyjnych działań władz.
Ponad
miesiąc. Trochę niby zbierałem materiały, ale utknąłem na paskudnej książce z
zombie (tak napisanego źle tekstu chyba nigdy nie czytałem, nawet w czasach
zinowskich). Trochę zmieniałem bibliografię w dwóch tekstach, co krążą po
świecie i na razie żadna redakcja nie jest zainteresowana. Gdybym jeszcze
dostał negatywne recenzje, a tak, nawet nie można się porządnie umartwić.
Po
raz pierwszy od dłuższego czasu odpoczywałem. Zajmowałem się ogrodem i psami –
nowy członek rodziny ze schroniska, a więc dbanie o nawiązanie relacji, i lęk
jak się dogada rezydent z braciszkiem. Wiele stresu, wiele radości – i mało
snu. I nieinstrumentalne czytanie tekstów dalekich od projektów.
Kiedy
sytuacja psowa się w miarę ustabilizowała, to poczułem potrzebę zajęcia się
pracą. Ten wewnętrzny przymus, przechodzący niekiedy w fizyczny ból. Akademia
odpowiedziała na wezwanie. „Przypominamy, że obiecałeś nam tekst. Do końca
miesiąca termin”; „Korekta. Trzy dni. Spieszy się”; „A grant trzeba wysłać, bo
mogą zamknąć nabór w każdej chwili”…
To
wracam, psy śpią, kawa za kawą, papieros za papierosem, strona za stroną. Strzeżcie
się!
Komentarze
Prześlij komentarz