Marnowanie
energii i wrzody, to efekty „dyskusji” wokół listy czasopism naukowych. Oczywiście
można cisnąć Ministerstwo, aby podało kryteria przyznawania punktów; można
wykazywać niekompetencje; można ujawniać, że założenia reformy nie zostają
spełnione. To jednak za mało. I jest to męczące.
Przede
wszystkim koncentracja krytyki na samej liście jest jak już wspominałem
pozbawiona sensu. Po pierwsze, wchodzimy w dyskurs władzy i wzmacniamy jego
zasady. Po drugie, nie kwestionując listy zgadzamy się na jej rolę wychowawczą,
hierarchizującą i wykluczającą. Pewne wizja nauki zostaje podtrzymana. Po trzecie,
niezależnie jaka lista byłaby to będzie ona zła.
Nim
powstała nowa lista czasopism naukowych to władze zaczynały mówić, że liczą się
publikacje od 15 punktów. Efekt: publikacje w polskich czasopismach naukowych
nie miały znaczenia w krajowej walce o przetrwanie. Oznacza to, że nawet gdyby
powrócić do dawnej listy niewiele by to zmieniło. Zwłaszcza, że poprzednia też
pełna dziur była i dość dziwaczna.
Walka
na polu listy jest skazana na niepowodzenie. Tak. To jest walka przegrana. Co nie
oznacza przegranej jako takiej.
Siła
protestu może zrodzić się z zakwestionowania ustawy jako takiej. Wiem, że ona
już weszła w życie, a raczej wchodzi, niczym kwas. Ale to ludzie działanie
można cofnąć.
Po
pierwsze – dowartościowanie uniwersytetów jako przestrzeni, która wspiera
demokratyczny porządek społeczny. Uniwersytety, rozsiane po całym kraju, w
każdej mieścinie i w każdej wiosce, stanowią element wspomagający rozwój
społeczeństwa – ku mądrzejszemu współ-byciu.
Po
drugie – wspieranie demokratycznego porządku społecznego, to też nieustanna
nauka kwestionowania ram i produkowania idei. Tak samo jak ich
rozpowszechniania, dzielenia się nimi – w sposób jaki najlepiej sprzyja samej
idei i społeczności.
Po
trzecie – współpraca zamiast konkurencji. Myśl rozkwita w towarzystwie, jest
wytwarzana przez wielości, i do wielości należy. Reforma prywatyzuje myśl, urzeczowia
ją i redukuje do towaru.
Po
czwarte – współpraca, wytwarzanie, badanie – to wszystko ma własną, jednostkową
dynamikę. Administracyjne zarządzanie może jedynie ograniczyć moc tworzenia.
Po
piąte – nie piszemy dla sławy, prestiżu czy dla punktów. Pisanie jest formą
dzielenia się i dialogu. Piszący powinien decydować o formach i miejscach
kontaktu. Intensywność zaś rodzi się pomiędzy pisząco-czytającymi i nie można
jej zarejestrować liczbowo.
Uniwersytet
zaangażowany, uniwersytet złożony, uniwersytet solidarności, uniwersytet
rozproszony – formy w jakich uniwersytet staje się częścią życia społecznego i
wspiera jego bycie. W obliczu kryzysu ekologicznego, politycznego i wielu
innych – uniwersytet może stanowić laboratorium, inkubator – być tym co
społeczne i dla społeczeństwa. Reforma oddziela uniwersytet od społeczeństwa,
próbuje go podporządkować jeszcze bardziej administracyjnemu pragnieniu
prestiżu, czyli posiadania uniwersytetów w rankingach.
Rozmowa
o liście, to dyskusja kto i na jakich warunkach odejdzie. Tymczasem, jedyną rzeczą
która powinna odejść to neoliberalizm. Nie tylko z akademii, ale w ogóle. To nie
jest już kwestia lepszego życia, ale przetrwania. Opór wobec reformy winien
łączyć się z oporem wobec nekrofilnego neoliberalizmu i proponować inne
wartości, wizje człowieka, społeczeństwa…
Rzeczywiście ustawa ta ma wiele wad. Ma też jakieś plusy. Główny problem to taki, że społeczeństwo nie widzi potrzeby finansowania humanistyki. Pewnie dlatego, że taką postawę kreuje państwo, czyli promowanie nauk ścisłych. Ewentualnie medycznych, czyli też przyrodniczych. Zmierzam do tego, że nawet jakby się chciało wprowadzić wspólnotowość, to istnieje strach, że ominie ona sektor humanistyczny, który prawdopodobnie przestałby być w ogóle finansowany. To widać nawet na aukcjach typu zrzutka, wspieramto itd. Pieniądze zbierają głównie gry, roboty, ewentualnie chore osoby.
OdpowiedzUsuńpoza finansowym wzmocnieniem doktorantów nie mogę znaleźć nic pozytywnego w tej reformie
UsuńW dziwnych czasach żyjemy :/
OdpowiedzUsuń"ciekawych" ;)
Usuń"Reforma prywatyzuje myśl, urzeczowia ją i redukuje do towaru". W tym jednym zdaniu jest wszystko, co gorsze wydaje mi się ze nasze władze nabierają rozpędu w tworzeniu takich reform.
OdpowiedzUsuńbiedaki nawet w nocy je ustalają - może wtedy nie widać co to jest
UsuńO wow. Czarne tło. Nekrofilny neoliberalizm. Grubo:-) Moim zdaniem może i jest nekrofilny dla tych, którzy w uniwersytecie widzą całe swoje życie. Bo dla tych, którzy jeszcze żyją poza granicami wyobraźni, mają świat u swoich stóp, ludzi i prywatne życie, swoisty (PODKREŚLAM SWOISTY) ład i porządek tylko ułatwiają życie i pozwalają działać dla idei wspólnoty, rozwoju, relacji i nauki. Jakąkolwiek ideę sobie wybiorą -nawet dla punktów, skoro takie są reguły gry. Kwestia filozofii może? Gra? Ciekawy czas. Mnóstwo opcji, ale skoro wartością jest wolność, każdy może wybrać, czy bierze udział w tej grze... Może niebawem się spotkamy, pogadamy:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdziękuję za komentarz. Neoliberalizm niestety nie dotyczy tylko uczelni. I to on próbuje zdominować nasze życie tak, aby się w pełni z nim utożsamić. Trudno samemu wyrwać się ze szpon neoliberalizmu.
UsuńTak, zdaję sobie sprawę. Także mocno się mu przyglądam ostatnio, z różnych powodów i względów. Tak jak każdy "reżim", czy ideologia, tak i neoliberalizm tworzy pewne iluzje. Zastanawiam się jedynie, czego potrzeba, by postrzegać go jedynie jako jedną z opcji a nie wyznacznik całości. Podobnie było przecież z marksizmem czy komunizmem - każdy aspirował do totalitaryzmu. Gdzie jest miejsce na wybór?
Usuń