*
Postanowiłem, że dzisiaj dzień czytania. Nieinstrumentalnego,
niezwiązanego z obecnymi projektami. Najpierw jednak piszę notkę na bloga,
co zajmuje ponad godzinę. Jest 11 gdy z druga kawą siadam do czytania.
*
Czytam Granice kontroli . Wciąż się rozpraszam. Net. Kawa. Papieros.
Papieros. Net. Może to przez pogodę. Jest pochmurnie, deszczowo. Może dlatego,
że zastanawiam się po co to czytam. To książka o kontroli, o władzy, a tym się
jaram jak ksiądz ministrantami. Mimo to ciągle gubię wątek.
*
Wrzucam cytat na fejsa: "Często zdarzało mu się
zajmować zdecydowanie odmienne stanowisko w przypadku tej samej kwestii"(Nahirny,
2018, s. 29) i kolejny: "Możliwe, że także jemu własna
myśl wymknęła się spod kontroli." (Nahirny, 2018, s. 29) – brak reakcji.
A mnie to bawi.
I ta wiara w autora, że to coś, jakieś ja, spaja tekst.
I że się ma kontrolę nad myślą.
*
13 – idę się kąpać. Wczoraj zapomniałem.
14 – kawa, pisanie notki, ból nóg, utrudnia pisanie i
czytanie. Rozmowa ze studentką o tym skąd kasę wziąć na książkę, którą mamy do
wydania.
14.20 Idę robić
obiad. Potem przyjdą goście. Dzień akademicki zakończony.
Nie jestem zadowolony z ja. Z dnia. Czarna żółć mnie zalewa.
A może to czarne, deszczowe chmury, które pokryły niebo…
Komentarze
Prześlij komentarz